Chcąc jednak zobaczyć całą procedurę startu balonów, wstaliśmy o 5.00, kiedy jest zupełnie ciemno i pojechaliśmy do Goreme.
Jadąc za jednym z samochodów z przyczepką, na której miał złożony balon, trafiliśmy na miejsce ich startu.
Było ich tam kilka, a w dalszej odległości kilkanaście.
Obserwowaliśmy pompowanie balonów wentylatorami, podczepianie koszy, ogrzewanie powietrza i w końcu ładowanie ludzi, oraz start.
Wszystko odbywało się w zupełnej ciemności, a obsługa przyświecała sobie tylko małymi latarkami czołówkami.
Dużo ekscytacji, i naszej i ludzi, którzy mieli lecieć.
Później obserwowanie z pobliskich górek, unoszące się z każdej strony balony.
Jedne miały ciekawą trasę nad pobliskimi dolinami, inne tylko nad polem i miastem.
Następnie pojechaliśmy do Cavusin gdzie zobaczyliśmy ogromne ruiny kościoła St. John the Baptist i domów zrobionych w tej samej skale.
Co ciekawe - w domach tych ludzie mieszkali jeszcze 50 lat temu, aż runęła fasada.
Później zwiedziliśmy dawne gospodarstwo, gdzie można było zobaczyć jak były urządzone pomieszczenia wykute w skałach.
Na koniec dnia poszliśmy na długą wycieczkę Rose Valley (Różowa Dolina).
Jak wszędzie dużo ciekawych widoków formacji skalnych (z góry i z dołu) i przejścia tunelami.