Union Island miał być najdalszym na południe wysuniętym punktem. Ale później okazało się okazało, że nie był :). Zacumowaliśmy w porcie przy pomostach. Miasteczko niewielkie - trochę sklepów, restauracji i mały targ. Niestety z tej strony wyspy mocno wiało i nie było warunków na kąpiel. Pospacerowaliśmy po miasteczku i po wybrzeżu. Ciekawe były wyspy usypane z wielkich muszli. Na drugi dzień z rana poszliśmy się wykąpać na plażę z drugiej strony wyspy. Znaleźliśmy ładną plażę, osłoniętą od wiatru. Po powrocie popłynęliśmy na sąsiednią Palm Island, z piękną piaszczystą plażą i turkusową wodą. Po kąpielach zebraliśmy się żeby popłynąć na inne kultowe miejsce na Karaibach. Piaszczystą łachę z jednym palmowym daszkiem, otoczoną płytkimi turkusowymi wodami. Ten widoczek uwieczniony jes na wielu pocztówkach z Karaibów. Tutaj również było kąpanie, snoorkowanie i opalanie. Późnym popołudniem popłynęliśmy na Mayreau.