Na trasie z Las Terrenas do Las Galeras mieliśmy w planie zobaczyć dwa miejsca. Słynny wodospad Limon i "most donikąd" w Samanie.
Na parkingu przy ścieżce prowadzącej do wodospadu wypożyczyliśmy kalosze (trzeba mieć swoje skarpetki). Są one niezbędne bo do wodospadu idzie się ponad kilometr, często w błocie po kostki. Żeby tylko w błocie :). Jest to zmieszana pulpa błota z odchodami koni, na których, "durni" turyści jadą do wodospadu.
Konie są małe, wychudzone i obłocone, a turyści duzi i wytraszeni. Ścieżka jest bardzo kamienista i nierówna. Dziwne że konie nie połamią sobie nóg.
Wodospad, a właściwie kaskada, jest urokliwy. Woda rozbija się o skały i tworzy szeroki wachlarz. Powyżej i poniżej glownego są dwa mniejsze. Wszędzie można się kąpać w nieckach u podnuża wodospadów.
Druga atrakcja, po drodze, to tak zwany "most donikad" w Samanie łączący stały ląd z dwoma pobliskimi wysepkami. Mosty są ładne i dość długie.
Ładna, betonowa ścieżka prowadząca do punktów widokowych, z których nic nie widać przez wyrośnięte krzaki i drzewa. Zupełnie bez sensu. Trochę pracy i mogłoby być piękne miejsce.
Dalsza trasa, z mapy wynikało, że będzie nad samym morzem i będą ładne widoki. Niestety brzeg był cały czas zabudowany i nie było nawet miejsca żeby stanąć i popatrzeć.