Dzień zaczęliśmy od zwiedzenia sennego portu w Sudavik. Nic tam nie było ciekawego.
Pogoda była niezła, nie padało, ale było chmurzasto.
Jechaliśmy wzdłuż fiordów kierując się na klify Latrabjar gdzie miała czekać na nas największa dzisiejsza atrakcja – narodowy ptak Islandii – Maskonur.
Po drodze obejrzeliśmy wodospad Dyjandi. Wygląd jego jest nietypowy, ale bardzo atrakcyjny. Szeroki z wieloma uskokami. Nam skojarzył się z polukrowaną babką wielkanocną.
Droga na klify była ciężka, w większości szutrowa i wyboista.
Za sprawą pogody widoki raz były, a jak wjeżdżaliśmy na wysokość to otaczały nas chmury.
Na szczęście wypogodziło się jak dojechaliśmy na klify.
Jest to najbardziej na zachód wysunięta część Islandii i Europy.
Spędziliśmy tam ok. 2 godzin nie mogąc oderwać się od przezabawnych Maskonurów.
Jest to największe miejsce lęgowe ptaków w Europie.
Jest tam mnóstwo różnych gatunków ptaków, ale wszyscy jadą tam żeby zobaczyć Maskonury.
Można oglądać z lekkiej odległości lub podczołgując się do krawędzi klifu. Klif ma wysokość ponad 400 m tak że wrażenie jest spore. Ciekawe jest to, że zupełnie nie boją się ludzi.