Dzisiaj popłynęliśmy na bardzo popularną tutaj wycieczkę – na 4 wyspy (4 Islands).
Jak ona jest popularna zobaczyliśmy już na pierwszym przystanku, na pierwszej wyspie. Kilkadziesiąt łodzi przycumowało w to samo miejsce i wyszło z nich kilkaset (może nawet więcej) ludzi.
Na naszej łodzi byli ludzie ledwo poruszający się ze względu na wiek jak też 2-3 miesięczne niemowlęta! Trochę to bez wyobraźni, bo na łódź trzeba się wdrapać z wody po chybotliwej drabince, a w programie było też snoorkowanie.
Pierwszym przystankiem była malutka wysepka Tup Island połączona mierzeją z następną wyspą, Wyspą Kurczaka (Chicken Island).
W zależności od poziomu wody można się po mierzei przespacerować, oczywiście w tłumie jak na Krupówkach :).
Następnie opłynęliśmy Wyspę Kurczaka (dlaczego taka nazwa widać na zdjęciu) i mieliśmy przystanek na snoorkowanie.
Widoki pod wodą takie sobie – rafa prawie martwa, a i rybek było w wodzie chyba mniej niż ludzi :).
Następną wyspą była Poda Island – tutaj lunch na plaży, plażowanie i kąpiel.
Ostatni przystanek był na plaży Raylay, gdzie również plażowanie i kąpiel i dodatkowo można było zobaczyć „atrakcyjną” Świątynię Fallusa w pobliskiej grocie.
Widoki piękne, miejsca urokliwe, ale nie da się tego spokojnie oglądać w takim „dzikim” tłumie. Niestety takie są chyba uroki Tajlandii w wysokim sezonie.
Mamy nadzieję, że jutrzejsza wycieczka będzie spokojniejsza – płynie się sporo dalej.