Podróż na Lombok minęła nadspodziewanie dobrze. Szkoda nam było tylko, że przez Sumbawę jechaliśmy w wiekszości w nocy bo widoki musiały być b. ładne.
Podróż trwała równo 24 godziny, tak że o 8 rano byliśmy na dworcu w Mataram. Jest to największe miasto na Lomboku i stolica prowincji Nusa Tenggara, do której należą wyspy Lombok, Sumbawa i Flores.
Po krótkiej i owocnej „walce” z właścicielami bemo (małe proste busy) pojechaliśmy, za sensowną cenę,do Senggigi.
Jest to miejscowość ok. 10 km na północ od Mataram. Wyczytaliśmy, że są tu ładne plaże, miejsca do snorkowania itp.
Nocleg znaleźliśmy w Mangsit, 4 km za Senggigi, gdzie powinny być najładniejsze plaże.
Niestety „powinny” to nie znaczy że są :).
Spotkał nas spory zawód pod tym względem. Plaże są wąskie, z czarnym wulkanicznym piaskiem i dosyć strome. Morze mocno rozfalowane, tak że o kąpieli nawet nie pomyśleliśmy.
Ciekawostką jest to, że jest tu duże nagromadzenie „wypasionych” resortów z Sheratonem i Holiday Inn na czele. Dziwne, przecież jest w Indonezji, nawet na Lomboku, mnóstwo miejsc z pięknymi plażami i spokojnym morzem. Może ludziom wystarcza widok morza z basenu? Oczywiście na reklamówkach tych resortów są piękne plaże i szmaragdowe morze. Photoshop robi cuda :).
Z plusów – zjedliśmy tutaj b. dobrą rybę w prymitywnym warungu (indonezyjski bar) na plaży.
W związku ze wspomnianymi minusami skracamy pobyt tutaj i jutro płyniemy na Gili Air.