Po dwóch dniach szwendania się po Dumagete popłynęliśmy na Siquijor. Trochę Heni mina zrzedła jak zobaczyła prom :). Prom mały, morze duże, a fale niczego sobie. Płyneliśmy 40 min. Chwilami w bocznych oknach widać było tylko albo niebo, albo marze. Ale dopłynęliśmy szczęśliwie, bez „sensacji” :). Wyspa przywitała nas lekkim deszczem. Tricylkem dotarlismy do naszego ośrodka, znanego przez naszego poprzednika, Casa de La Playa. Dostaliśmy fajny domek z werandą, tuż przy plaży. Niedaleko jest fajna rafa do snoorkowania. Henia stwierdziła, że dla tych widoków może przepłynąć rozkołysane morze jeszcze raz. Oddaliśmy się naszym ulubionym zajęciom na tym wyjeździe - snoorkowaniu, czytaniu, leżeniu na hamakach i piciu piwa i „cuba libre” na zmianę z jedzeniem ryb. I tak będzie przez najbliższe parę dni. Oczywiście ruszymy się także zobaczyć inne miejsca na wyspie.