No i zobaczyliśmy jeden z „Nowych 7 cudów świata"! Musimy przyznać, że zrobił na nas duże wrażenie. Najpierw musieliśmy wykupić „permit” na wstęp do parku, później znaleźć współtowarzyszy, z którymi podzieliliśmy koszt łodzi, która dowozi przez morze (dosyć rozkołysane) do miejsca gdzie się przesiada na małe łodzie, które wpływają w głąb podziemnej rzeki. Całkowita jej długość to ponad 8 km, z tego pływać można po nieco ponad 4 km, a dla turystów udostępnione jest tylko 1,5 km. Ale to też robi wielkie wrażenie. Wielkie stalaktyty i stalagmity i ogromne skały wiszące jak gilotyny nad głowami. Niestety zdjęcia oddają to w niewielkim stopniu ze względu na zbyt słabą lampę błyskową. Zwiedzanie trwa ok. 45 min. Później są dwie możliwości – powrót tą samą łodzią do Sabang lub przejście ok. 5,5 km przez dżunglę tzw. „Monkey Trail”. Oboje byliśmy zdecydowani wrócić pieszo dopóki małpy nie zaatakowały Heni przy próbie zjedzenia bułek. Wyrwały jej całe opakowanie. Jedzenie na plaży też nie było bezpieczne. Małpy śledziły każdy ruch gotowe do ataku. Niedaleko w dżungli wylegiwały się dwa piękne jaszczury. Po tym wszystkim Henia wolała wracać przez wzburzone morze niż iść przez dżunglę. Mi przejście zajęło ok. 2 godz. i było b. interesujące. Ścieżka dobrze oznaczone i przygotowana. Oczywiście żadnych węży itp. . Parę małp i trochę „ruskich” :))). Zostajemy w Sabang do końca naszego pobytu na Palawanie, tj. do poniedziałku (13.02). Jest tu w miarę fajnie, plaża, płytki ocean i niezłe ryby na obiadki. Pogoda fajna - ciepło, ale spory wiatr. Stąd jedziemy na lotnisko w Puerto Princesie. Lądujemy w Cebu i tam zobaczymy co dalej.
Pozdrawiamy Rodzinkę, Przyjaciół i Znajomych :))).
P.S. Na dachu "jeepneya" są tylko miejsca siedzące z "klimą", wewnątrz II klasa - stojące z pochyloną głową (ze względu na wysokość pojazdu).