Wstaliśmy w środku nocy (o 5.30) i bez śniadania pojechaliśmy tuk-tukiem (trzykołowy skuter pełniący rolę taksówki) na dworzec kolejowy. O 7.00 mieliśmy pociąg do Verkali. Dworzec mile nas zaskoczył - czysty i dobrze zorganizowany. Może kiedyś doczekamy się takich. Za to pociąg dostarczył nam trochę adrenaliny. Mieliśmy bilety na 2 klasę, ale wsiedliśmy chyba do trzeciej. Tzn. ledwo wsiedliśmy, bo wagon bezprzedziałowy pełny, a my z plecakami. Poza tym Henia (jedna) i ok. 300 chłopa. Po jakimś czasie zwolniły się miejsca i było już ok. Po 2 godz. dojechaliśmy na miejsce - taksówka nad wybrzeże, godzinne poszukiwanie hotelu i już mamy. Domek z widokiem na ocean za całe 15$. Mała sjesta. Obiadek - mo-mo prawie takie jak w Pokharze. I w końcu kąpiel w oceanie. Woda cieplutka, duże fale tak że jest zabawa. Verkala jest dziwnie położona - wszystkie hotele i restauracje są na klifie, a do plaż trzeba zejść albo z jednej strony klifu albo z drugiej. Jest też internet w knajpkach i zimne piwo (tańsze niż w Nepalu!!!).