W nocy, ja z Henią zaczynamy odczuwać oznaki choroby wysokościowej. Jesteśmy na wysokości 3000 m.Ból głowy, bezsenność. Na domiar złego budzimy się w chmurach i świata nie widać. Jemy śniadanko (grzani + jajka + lemon tea) i w drogę. Oczywiście pod górę. Doszliśmy do Deurali (ok. 200 m wyżej) i zdecydowaliśmy się ( bo symptomy się nasiliły) zostać z Henią żeby trochę się zaklimatyzować.Na trasie są tablice żeby nie lekceważyć choroby wysokościowej i zalecenia co robić jak się pojawia. Witek z Danusią idą dalej do Machhapuchhre Base Camp. Stamtąd o 4.00 rano pójdą na wschód słońca do Annapurna Base Camp. My, jak będzie lepiej, dołączymy jutro do nich i następnego dnia pójdziemy do ABC. Siedzimy do wieczora w zimnej sali. Siedzi z nami ok. 20 osób z Niemiec, Japoni, Szwajcari, Francji i nikt, oprócz nas, nie chce złożyć się po 1,5 $ na ogrzewanie. Niezrozumiałe i bezsensowne skąpstwo.Wypiliśmy chyba po 20 herbat i o 19.00 poszliśmy spać.