Lot z Madrytu w miarę spokojny. Tradycyjnie trochę turbulencji nad oceanem. W samolocie widoczne oznaki pandemii. Ok. 30% miejsc wolnych. Można było sobie wybierać miejsca i rozkładać się na leżąco. Wylądowaliśmy trochę przed czasem, ale odprawa ciągnęła się niemiłosiernie. Nasze wspaniałe, nowe paszporty tradycyjnie nie zadziałały i musieli nas zweryfikować ręcznie w kantorze. Kierowca hotelowy czekał na nas i już o 22.00 (3.00 polskiego czasu) mogliśmy pójść spać. Nocleg mieliśmy zarezerwowany w pobliskiej miejscowości Boca Chica. W nocy temperatura przyjemna ok. 19 st.