Z Puerto Viejo do Bocas del Toro (już w Panamie) jechaliśmy zorganizowanym transportem.
Jest to oczywiście drożej (33$), ale w pakiecie się ma bus do granicy, inny bus od granicy do przystani w Almirante i transport łodzią na główną wyspę archipelagu - wyspę Colon ( a także pomoc kierowcy w pokonaniu koszmarnego chaosu na granicy).
Przekraczanie granicy między wydawałoby się dwoma nieźle poukładanymi krajami jest szczytem bałaganu, urzędów w rozwalających się budach i targania walizek przez graniczny most.
Pierwsze trzy noclegi mieliśmy na wyspie Bastimentos, więc musieliśmy wziąć jeszcze jedną water taxi, która nas dowiozła na miejsce.
Miasteczko, w którym mieszkaliśmy byłoby z pewnością w czołówce konkursu na najbrzydsze miasteczko świata.
Trudno było patrzeć na wszędobylski bałagan, brud, śmieci wokół domów mieszkańców.
Hotele wyglądały trochę lepiej wewnątrz, ale dojścia do nich były również takie sobie.
Widać było, że tubylcom najlepiej wychodzi nic nie robienie. Tubylcy siedzą w tym syfie i cały dzień gadają. Niewiarygodne....
Nie to jednak jest atrakcją tych wysp.
Pierwszego dnia poszliśmy przez dżunglę na Wizard Beach. Ładna plaża, ale fale i prądy były duże, więc kąpaliśmy się bardzo ostrożnie.
Drugiego dnia odwiedziliśmy Red Frog Beach (Plażę Czerwonych Żab).
Bardzo ładna plaża, z ratownikiem, barami i długim, płytkim wejściem do wody. Było sporo zabawy, bo fale były też spore.
Dookoła tej plaży można spotkać malutkie, czerwone żabki. Wyglądają jak zabaweczki, ale podobno mają bardzo trujący jad, zabójczy nawet dla człowieka.
Na trzeci dzień przenieśliśmy się na główną wyspę – Isla Colon, z miasteczkiem Bocas del Toro.
Tutaj kupiliśmy bilet do Panama City zawierający łódź do Almirante, taksówkę z przystani na dworzec autobusowy i sam bilet na autobus.
Miasteczko wyglądało już trochę lepiej.
Jest to spora wyspa, z samochodami i drogami.
Busem pojechaliśmy na plażę Bocas del Drago i stąd ładną ścieżką przeszliśmy na Playa Estrela i pobliską Starfish Beach, gdzie można zobaczyć w wodzie rozgwiazdy.
Obie plaże bardzo zagospodarowane, z barami, stolikami i leżakami.
Pogoda wytrzymała do ok. 14.00 co pozwoliło nam się pokąpać.
Ta plaża jest osłonięta, więc woda jest zupełnie spokojna.
Później zobaczyliśmy co to jest tropikalna ulewa.
Przez ok. 2 godz albo intensywnie padało, albo lało jak z cebra.
Ok. 16 widząc, że nie ma nadziei na przejaśnienia, wykorzystując lekkie przerwy w deszczu, wróciliśmy na przystanek busa i do hotelu.
Rano o 6. 30 pożegnaliśmy Bocas de Toro.
Wypływaliśmy w lekkim deszczu, ale łódź było osłonięta i bez przeszkód dotarliśmy na "dworzec" autobusowy gdzie wsiedliśmy do autobusu do Panamy.