Droga z Monteverde do Manuel Antonio, pomijając pierwszy szutrowy odcinek była bardzo dobra.
W części prowadziła nad oceanem.
Po drodze jest most, z którego można podziwiać kilkadziesiąt krokodyli wygrzewających się na brzegu rzeki pod spodem.
Gdy zrobiliśmy sobie następny przystanek na drodze, widzieliśmy iguany i piękną papugę.
W Manuel Antonio spędziliśmy dwa dni.
Jest to miejscowość baaaaardzo turystyczna, z ładną plażą, bezpiecznym morzem do kąpania i sąsiadującym Parkiem Narodowym.
Są tam oczywiscie także tłumy turystów i sprzedawców wszystkich towarów i wszystkich atrakcji.
Pokorzystalismy z plaży, morza i hotelowego basenu.
Do Parku Narodowego poszliśmy jak najwcześniej rano, żeby uniknąć tłumów.
Chodzi się tam po lesie bardzo dobrze przygotowanymi ścieżkami i dosyć łatwo można zobaczyć różne zwierzęta (jelenie, leniwce, małpy, szopy, małe kapibary, sporo ptaków).
Jest tam też kilka pięknych plaż, na których można się rozłożyć na piasku i kąpać w morzu.
Trzeba uważać bo małpki-kapucynki i szopy pracze czatują, żeby dobrać się do jedzenia, które się ma w plecaku.
Najlepszy widok na leniwca mieliśmy jednak z tarasu naszego hotelu.
Przez całe popołudnie prezentował nam się w różnych pozycjach:).
Przyszły do nas także kapucynki, a iguany spacerowały tuż obok nas.
Piękne i romantyczne są zachody słońca nad Pacyfikiem - szczególnie w Walentynki....:).
P.S. Ostrzegam - będzie dużo zdjęć :)))