Dzień dzisiejszy zaczął się pozytywnie.
Wymieniliśmy pieniądze, poszliśmy na mszę w pobliskim kościele (za "cudowne" wczorajsze ocalenie :) i kupiliśmy kartę SIM do telefonu.
Później już nie taksówką (!!), ale Uberem (za tanie pieniądze) pojechaliśmy do wypożyczalni i odebraliśmy zamówiony samochód.
Bardzo mili właściciele wyposażyli nas dodatkowo w krzesełka, telefon z nawigacją i lodówkę turystyczną.
Z San Jose wyjechaliśmy bez problemu (była niedziela rano!) i udaliśmy się pod wulkan Poas, który zamierzamy zaatakować jutro z samego rana.
Tutaj wulkany trzeba zwiedzać rano, bo od ok. 10 gromadzą się chmury i nici z widoków.
Po drodze pochodziliśmy po plantacji kawy. Tutaj plantacje wyglądają jak plantacje, a nie jak „czarodziejskie” ogrody.
W tym regionie uprawia się też truskawki. To nie mogliśmy sobie odmówić:).