Z Luderiz przejechaliśmy Namibię w poprzek i dojechaliśmy do Kgalagadi Transfrontiers National Park.
Droga przez Namibię była długa i dosyć nużąca. Bardzo podobne krajobrazy, sucha i niegościnna kraina.
Dopiero przed parkiem zaczęły się ładne czerwone wydmy i urozmaicona, mocno pofałdowana droga.
Park Kgalagadi należy w 1/3 do RPA i w 2/3 do Botswany.
Żeby było ciekawiej można do niego wjechać z Namibii, ale jak się wjeżdża z Namibii i wyjeżdża z Parku do RPA trzeba mieć co najmniej 2 noclegi na terenie parku.
My mieliśmy 3 noclegi – pierwszy w Mata Mata (przy wjeździe), drugi w Nosob (w środku parku) i trzeci w Three Rivers (na wyjeździe).
Niestety Park lekko nas rozczarował.
Mało zwierząt i mała ich różnorodność. Pomimo pory suchej i licznych sztucznych wodopojów.
Zobaczyliśmy żyrafy, gnu, impale, strusie i trochę ciekawego ptactwa. Bardzo liczyliśmy na spotkanie z pięknymi lwami z Kalahari (z ciemną grzywą) i lampartami (których jest tutaj podobno sporo).
Niestety zobaczyliśmy tylko jednego śpiącego lwa w krzakach.
Dobre i to :).
Może mamy za dużo wymagań po Etoshy i Chobe?
Jest sporo szakali. Także na campach.
Mieliśmy bliskie spotkanie z nimi na Campie w Nosob.
Na chwilę pozostawiłem moje sandały (kupione w Botswanie!!!) i szakal zaopiekował się jednym,
Były skórkowe to może i smaczne :).