Noc minęła niespokojnie.
Jak już wspomniałem jest to okres chińskiego Nowego Roku i na ulicy, przed hotelem, długo słychać było wystrzały fajerwerków.
Zwiedzania Kuala Lumpur nie mieliśmy w planie podczas tej wyprawy.
Byliśmy tu rok temu i zwiedziliśmy, właściwie wszystko co chcieliśmy.
Ale skoro tak wyszło, że mieliśmy tutaj cały dzień, bo po takiej podróży chcieliśmy trochę odetchnąć, to zwiedziliśmy dwa znane miejsca, w których nie byliśmy.
Pierwszym były jaskinie Batu Caves. Są one trochę za miastem i jedzie się tam, ok. 30 min, kolejką.
Są to cztery jaskinie, trzy mniejsze i jedna ogromna. W trzech, w tym też dużej, są świątynie hinduistyczne. Do tej największej trzeba wejść po stromych schodach.
Jest to męczące ze względu na temperaturę, a przede wszystkim, ze względu na b. wysoką wilgotność powietrza. W ciągu dnia nie ma czystego słońca, ale uczucie jest jakby chodziło się po saunie parowej. Momentalnie jest się cały spoconym.
W dwóch mniejszych jaskiniach są postacie i scenki religijne.
Następnie pojechaliśmy do chińskiej świątyni Thean Hou.
Bardzo ozdobna świątynia, położona na wzgórzu, z ładnym widokiem na miasto.
Ze względu na Nowy Rok, było tu b. dużo ludzi i można było popatrzeć na różne występy.
Ciekawsze było jednak obserwowanie zachowania ludzi w świątyni i wokół niej.
Widać, że Chińczycy przywiązują wielką wagę do różnego rodzaju wróżb i horoskopów.
W świątyni wróżono sobie podrzucając patyczki, a na zewnątrz było ileś stanowisk do wróżenia, święcenia itp.
Wieczorem pojechaliśmy w pobliże wież Petronas.
Jest to miejsce zawsze bardzo urokliwe. Tak ze względu na te piękne wieże (tym razem oświetlone na biało) jak i okolice.
Pochodziliśmy dookoła wież, obejrzeliśmy też ładny pokaz tańczących fontann.