Następne dni spędziliśmy w Kaoh Lak.
Jest to miejscowość ok. 80 km na północ od Phuket, już na lądzie. Składa się z trzech długich, kilkukilometrowych plaż. My wybraliśmy usytuowaną w środku - Bang Niang Beach.
Pierwsze wrażenie – miejscowość „spokojnej” starości dla Niemców.
Tutaj Niemcy opanowali ośrodki, restauracje (menu w ich języku), świeże niemieckie gazety w sklepach. Przebywają tutaj po parę miesięcy.
Plaża niezła, ale utrudnione dojście do niej przez duże, zamknięte ośrodki.
Do południa można znaleźć cień pod drzewami, ale po południu plaże zamieniają się w „patelnie” i trudno znaleźć wolny parasol bo wszystkie są wynajęte przez „pensjonariuszy” :).
Mieszkaliśmy w Cousin Resort. Do plaży w linii prostej 100 m, ale żeby do niej dojść trzeba iść ponad kilometr :(.
Wypożyczyliśmy na dwa dni skuter, co pozwoliło nam zwiedzić kilka okolicznych plaż.
Nie muszę dodawać, że pogoda aż za bardzo słoneczna, a woda w morzu jakby podgrzewana :).
Jest to także region, który ucierpiał najbardziej, w Tajlandii, podczas tsunami w 2004 roku.
W zeszłym miesiącu, 26 grudnia 2014, uroczyście obchodzono tutaj 10 rocznicę tego wydarzenia.
Jest tutaj oczywiście Tsunami Memorial Park. Park poświęcony tej katastrofie, założony wokół łodzi patrolowej, która w wyniku fali wyniesiona została 2 km w głąb lądu.
Jest też małe muzeum z fotografiami ( miejsc przed i po), tablicami wyjaśniającymi jak do tego doszło i, co najbardziej robiące wrażenie, trzema salkami z filmami wideo.
Wyświetlane są tam filmy z tej katastrofy i relacje ocalałych. Robią niesamowite wrażenie.
Są też realne pamiątki po tsunami – zrujnowane domy na obrzeżach miejscowości.
Nie można uciec przed myślami i cały czas obserwuje się otoczenie myśląc jak to było wtedy.
Ale jak to w życiu - turystów pełno i nikt się głębiej nie zastanawia.
Wieczorem mamy nocny autobus do Bangkoku.