Dwa dni spędziliśmy na Phuket. „Na” ponieważ jest to wyspa :).
Z Ao Nang na Phuket mieliśmy niewiele kilometrów (ok. 200), ale zajęło nam to prawie cały dzień.
Początek był niezły. Wieloosobową taksówką przejechaliśmy szybko do Krabi. Z Krabi minibusem w ciągu 2,5 godz. dojechaliśmy do Phuket Town. I tutaj zaczęły się „schody”.
Mieliśmy zarezerwowany hotel na słynnej plaży – Patong Beach.
Lokalne autobusy odjeżdżały z miejsca oddalonego o ok. 2 km od dworca autobusowego. Nie chciało nam się tam iść, a Pan w informacji powiedział, że „zaraz” będzie autobus do Patong z dworca. „Zaraz” trwało ok. 2 godzin.
Patong Beach jest oddalona od Phuket Town ok. 12 km i jazda trwa ok. 40 min.
Później ponad godzinę szukaliśmy naszego hotelu. Na rezerwacji, z serwisu rezerwacyjnego Agoda, mieliśmy nazwę Nai Na Resort (o którym nikt w okolicy nie słyszał), a okazało się że nasz hotel w rzeczywistości nazywa się Dolphin Hotel !!!!
Byliśmy wykończeni :).
Hotel rezerwowaliśmy w dużej promocji i okazał się trochę ponad nasze przyzwyczajenia :).
Pokoje w hotelu b. ładne, basen ok, ale otoczenie jeszcze trochę surowe. Hotel jest całkiem nowy i trwają jeszcze prace wykończeniowe.
Jakby tego było mało – w nocy musieliśmy zmienić pokój bo zapchała się kanalizacja :). Zyskaliśmy na tym bo dostaliśmy pokój bardziej „wypasiony”.
Na drugi dzień przed południem poszliśmy na „miasto”. Zabudowa taka sobie, chaotyczna i typowy bałagan straganowo- sklepowo-barowy.
Zwiedziliśmy duże centrum handlowe, gdzie przyjemnie można było się ochłodzić w „klimie”.
Dotarliśmy też na plażę. Sporo ludzi i handlarzy. Posiedzieliśmy, popatrzyliśmy na ludzi i na różne aktywności wodne.
Jedno co się rzuca tutaj w oczy to zatrzęsienie Rosjan.
Wróciliśmy do hotelu przez słynną rozrywkową ulicę – Bangla Rd.
W dzień nic szczególnego – wrócimy tu wieczorem :).
Faktycznie wieczorem to był inny świat.
Sporo neonów, muzyka z każdego baru. Przedstawienia na ulicy. Naganiacze oferujący „różne” pokazy.
Dziewczyny tańczące na bufetach, podwyższeniach i na odsłoniętych piętrach.
Przeszliśmy w jedną stronę. Przeszliśmy z powrotem. I …. wróciliśmy do hotelu :). Nie nasze klimaty.