Ostatnie dwa dni, przed powrotem; spędziliśmy w Kapsztadzie.
Nocowaliśmy tuż przy Long St. - turystycznej i najbardziej rozrywkowej ulicy miasta.
W pierwszy dzień, korzystając z pięknej pogody, co nie zawsze jest tu regułą, wjechaliśmy na Table Mountain (Górę Stołową).
Jest to symbol Kapsztadu, płaska jak "stół" góra, wznosząca się ponad 1000 m nad miastem.
Można na górę wejść, ale 99% ludzi wjeżdża na nią kolejką gondolową z obrotową gondolą, tak że każdy ma możliwość zobaczyć widok 360 stopni.
Z góry można zobaczyć piękną panoramę miasta, zatoki, okolicznych plaż i dalekiego Przylądka Dobrej Nadziei. Właściwie wszystkiego dookoła.
Można wtedy zrozumieć dlaczego Kapsztad uważany jest za najpiękniej położone miasto na świecie.
Na górze można pochodzić ścieżkami dookoła płaskowyżu i bez końca robić zdjęcia coraz to ładniejszym widokom :).
Po zjechaniu na dół poszliśmy „na miasto”.
Niestety, w naszym, oczywiście subiektywnym odczuciu, miasto wygląda lepiej z daleka niż z bliska.
Przeszliśmy dzielnicę District Six (będącą symbolem apartheidu) i weszliśmy do podobno najlepszego muzeum apartheidu. Najlepsze bo chyba jedyne :). Naszym zdaniem nic ciekawego.
Inne atrakcje, jak: plac Grand Parade, Church Square, St George's Cathedral (z zewnatrz) też mało ciekawe.
Ładny był miejski park The Company's Garden z dużą ilością ładnych drzew i innych roślin.
Dużo ciekawiej jest spacerując po Long St.. Tutaj dużo się dzieje :).
Na kolację z muzyką afrykańską wybraliśmy się do znanej restauracji Mama Africa.
I tu następne rozczarowanie. Jest to teraz w miarę elegancki lokal, a zespół grał i śpiewał światowe (w większości włoskie) przeboje :(.
Na drugi dzień popłynęliśmy na wyspę Roben Island. Wyspa- więzienie na której Nelson Mandela spędził 18 ze swoich 27 lat więzienia.Wyspa zawsze miała ponure przeznaczenie. Przemiennie była koszarami, miejscem odosobnienia trędowatych, miejscem zsyłki ludzi niepokornych i w końcu więzieniem, ze szczególnym wskazaniem na więźniów politycznych - przeciwników apartheidu.
Płynie się na nią ok. 40 min., następnie autobusem z przewodnikiem objeżdża się wyspę.
W drugiej części zwiedzania, przewodnik (były więzień polityczny z tej wyspy) pokazywał nam cele, izolatki itp. Opowiadał też o życiu w więzieniu.
Po powrocie z wyspy pospacerowaliśmy po Waterfront. Są to stare doki i nabrzeża zaadaptowane na dzielnicę handlowo- rozrywkową.
Dzień i wyprawę zakończyliśmy romantycznie :) - lampką wina patrząc na Górę Stołową, przykrytą w tym dniu pierzynką z chmur.
Jutro wylatujemy do domu.
Dziękujemy bardzo czytającym ten blog i towarzyszącym nam, w ten sposób, w podróży.
Jest to dla nas b. ważne :).