Rano, pomimo naszych obaw, czekał kierowca, który przyprowadził zamówiony przez internet samochód – Daewoo Xenia. Obawy mieliśmy z tego powodu, że wszędzie nam odmawiano, albo ceny były sporo wyższe, a tu samochód za 15$ dziennie, z darmowym GPS, bez konieczności zostawiania depozytu!!! Wypożyczyliśmy go na 6 dni.
Pierwsze chwile jak zwykle dziwne w ruchu lewostronnym. Parokrotnie w ruch szły wycieraczki zamiast kierunkowskazów :).
Pierwszym celem była świątynia -Tanahlot. Pięknie położona, na malutkiej wysepce. Był odpływ i można było dojść do niej suchą stopą.
W jaskini można było zobaczyć (i dotknąć!!!) „świętego” węża, jednego z tych które podobno strzegą świątynię.
Żeby wejść na schody do świątyni trzeba był „napić się” wody ze świętego źródła, dać się pokropić „świętą” wodą i dać sobie przyczepić na czole „święty” znak :). Później można już było wejść na parę schodków i stanąć przed zamkniętą bramką, skąd nie było nic widać :).
Najlepszy widok na świątynię był jednak z klifu na stałym lądzie. Z niego też widać było inne klifowe miejsca.
Następnie pojechaliśmy do Ubud. Jest to miasto uważane za stolicę „kulturalną” Bali, atystyczne, z niepowtarzalnym klimatem, do wyluzowania się, itp., itp.
My odebraliśmy je tak sobie. Główne ulice są jak Krupówki w sezonie. Jest oczywiście parę zacisznych uliczek z knajpkami i fajnymi bungalowami. Ale nie one dają ostateczne wrażenie :(.
Wieczorem poszliśmy na największą atrakcję Ubud – pokazy tańca Kecak.
Jest to obrazowo pokazana walka dobrych i złych duchów(mężczyzn), w bogatych strojach. Przewijają się tam oczywiście pięknie ubrane kobiety i małe dziewczynki. Wszystko w rytm śpiewającego (o ile można nazwać to śpiewem :) ) chóru złożonego z ok 100 mężczyzn :). Na koniec rozpalono ognisko ze skorup kokosa i facet z kukłą konia rozrzucał płonące skorupy bosymi stopami !!!!.
Całość robiła duże wrażenie i warto zobaczyć, choć jest to oczywiście dla nas zupełnie z innej kultury.