Po „krótkiej” (ze względu na zmianę czasu) nocy w Singapurze jedziemy do Kuala Lumpur. Zwiedzanie Singapuru zostawiamy sobie na czas przed powrotnym lotem do Europy. Świadomie wybraliśmy pociąg (samolot jest w tej samej cenie, a o wiele szybszy), żeby trochę pooglądać Malezję. W ten sposób spędziliśmy cały dzień w pociągach – poznając dogłębnie ten sposób transportu.
Najpierw godzinę jechaliśmy metrem w Singapurze na dworzec kolejowy Woodlands, co pozwoliło nam, jak metro wyjechało na powierzchnię, popatrzeć na dalekie mieszkalne dzielnice. Wszędzie ładnie zagospodarowane tereny i przystrzyżone trawniki .
Tam przesiedliśmy się, po odprawie paszportowej i prześwietleniu bagażu, do pociągu. Wagony bez przedziałów, czyściutkie. Niestety klima na „full” i w pewnym momencie siedzieliśmy w dwóch polarach i czapkach. Nie dało się wytrzymać :(. Przesiedliśmy się do sąsiedniego wagonu, ichniejszego „Warsu” - tam na szczęście nie było klimy :).
Krajobrazy za oknem ciekawe – pagórki, miasta, a przede wszystkim bujna zielona roślinność. Widać, że słońca i wilgoci tu nie brakuje. Przed Kuala Lumpur pociąg, na małej stacyjce, definitywnie stanął i po przesiadce mieliśmy okazję poznać uroki kolejki podmiejskiej. Ze względu na to z godzinnym opóźnieniem dotarliśmy na główny dworzec Kuala Lumpur Sentral. Stamtąd po sporym poszukiwaniu przystanku przesiedliśmy się na jednoszynową kolejkę miejską i dojechaliśmy w pobliże wcześniej zarezerwowanego hotelu – Classic Inn w dzielnicy Golden Triangle (Złoty Trójkąt). Całość podróży trwała od 7 rano do 6 po południu :).
W pobliżu jest wielki dom towarowy i „food corner” gdzie zjedliśmy pierwsze malajskie specjały – były dobre, ale na pewno nie łagodne :).