Wstaliśmy b. wcześnie bo o 6.30. Plany były ambitne. Mieliśmy pojechać autobusem do Ribeiro Frio i przejść lewadą PR 11 do Balcones, a następnie lewadą Pr 10 do wioski Portela. Wszystko było ok dopóki nie doszliśmy na przystanek. Tam się okazało, że w soboty nasz autobus odjechał pół godziny wcześniej. Chwila spaceru po pobliskim „pchlim” targu i postanowiliśmy jechać do Curral das Freiras (Schronienia Zakonnic) – mieliśmy w planie to miejsce w późniejszych dniach. Wg legendy zakonnice obawiając się piratów w XVIw. schroniły się w niedostępnej dolinie.
Jazda dużym autokarem po niezwykle stromych i krętych ulicach, a później po wykutej w skale drodze dostarczyła nam bardzo dużo adrenaliny. My kurczowo trzymaliśmy się poręczy, a kierowca ziewając jechał jak przystało na „mistrza kierownicy”.
Pogoda na dole była bardzo chmurzasta i jakie było nasze zdziwienie gdy po ok. pół godzinie wyjechaliśmy ponad chmury. Piękne bezchmurne niebo, a poniżej pierzyna obłoków. Kierowcy powiedzieliśmy, że chcemy wysiąść w Eira do Serrado. Musiał chyba zboczyć z głównej drogi, ale dowiózł nas po wąskiej półce na miejsce. Trochę powyżej jest pięknie umiejscowiony mały taras widokowy nad 600 metrową pionową skałą. Widoki jak z samolotu, tym bardziej że pod wpływem słońca prawie znikła pierzynka chmur w dolinie.
Tutaj jest też początek zajścia wąską, wyłożoną kamieniami, ścieżką do Curral das Feiras. Ścieżka prowadzi zakosami po zboczu i ponoć ma 52 zakręty o 180 stopni. Cały czas są widoki na dolinę i wioskę. Wioska słynie z likieru kasztanowego i ciasta, oczywiście, kasztanowego. Obie rzeczy spróbowaliśmy. Ciasto było lepsze :).
Do Funchal wróciliśmy równie „rollercasterowym” autobusem. Okazało się że ładna pogoda była tylko w dolinie. Po powrocie ponownie byliśmy pod całkowicie zachmurzonym niebem.
Popołudnie spędziliśmy zwiedzając nowe zakątki miasta. Okolice Ogrodu Santa Catarina (Kasyno, Pałac Prezydencki, ładny park) i Zona Velha (stare miasto z „artystycznymi” uliczkami i z wieloma knajpkami czekającymi na bogatych klientów :(.