Ostatni przystanek w Ameryce Południowej to Rio de Janeiro. Spędziliśmy tutaj w sumie trzy dni, z tego dwa pełne na zwiedzaniu. Nie ma tu zbyt wielu atrakcji turystycznych. Ale te które są dostarczają pięknych wrażeń.
Są to dwie góry i dwie plaże.
W pierwszy dzień zwiedziliśmy Górę Corcovado ze słynną statuą Chrystusa (drugą co do wielkości po świebodzińskiej:))) ). Wjeżdża się tam kolejką zębatą. Widoki piękne, ale wrażenie psuje masa ludzi i b. duża komercja. Nawet nie ma kawałka miejsca żeby usiąść i spokojnie popatrzeć.
Po południu jedna z dwóch słynnych plaż Rio – Ipanema. Nasz hostel jest b. blisko i możemy posiedzieć na plaży do urokliwego zachodu słońca. Ciekawostką są dziesiątki prowizorycznych boisk do siatki plażowej, piłki nożnej itp. Wszystkie prawie zajęte. Sporo surferów, bo fale są całkiem okazałe.
Drugiego dnia pojechaliśmy na drugą górę – Pao de Acucar (Głowę Cukru). Wjeżdża się na nią, w dwóch etapach, kolejką gondolową. Też widoki niesamowite. Tu już było mniej ludzi i ładnie zagospodarowane ścieżki poprowadzone wśród roślinności (głównie babusów). Było sporo miejsc widokowych i zacienionych miejsc do siedzenia.
Po południu zaskoczyła nas gwałtowna burza i Copacabanę musieliśmy przełożyć na następny poranek.
Obie plaże są ładne. Zagospodarowane, z wieloma miejscami do uprawiania różnych aktywności. I widać, że ludzie to chętnie robią.
Nam jednak bardziej podobała się Ipanema.
Rio jest pięknie położone. Jest wiele zatok, wysp, plaż i zalesionych gór. Pomiędzy wciśnięte są poszczególne dzielnice z wysokimi wieżowcami.