Do zwiedzania Machu Picchu podchodziliśmy z dużą rezerwą. Musimy jednak przyznać, że rzeczywistość przerosła nasze wyobrażenia. Jest to faktycznie magiczne miejsce, pięknie położone – otoczone wielkimi górami. Jedno z piękniejszych jakie widzieliśmy. Położone wysoko w górach, na sporym wypłaszczeniu. W dole wije się rzeka Urumbamba. Opis niewiele może oddać dlatego zamieściliśmy sporo zdjęć, które też oczywiście nie odzwierciedlają wszystkiego. Magii temu miejsca dodaje zestawienie majestatycznych gór i sporego kamiennego miasta, świadectwa niesamowitych, ludzkich możliwości.
Jedyną rysą na tym wspomnieniu jest to, że jest to b. droga impreza i wszystko jest nastawione na to, żeby złupić turystę do cna. Zaczyna się od tego, że do wioski pod Machu Picchu , Aguas Calentes, nie można dojechać drogą. Można się tam dostać na trzy sposoby:
- idąc pieszo tzw. Inka Trail – 4 dni, od 500 $ wzwyż – treking trzeba rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem,
- jadąc busem 8 godzin busem przez góry (podobno dużo adrenaliny) do elektrowni wodnej, a później kilka godzin pieszo,
- pociągiem z Cuzco, lub następnej stacji – Olantaytambo.
My wybraliśmy, jak większość turystów, trzeci sposób. Rzecz w tym, że monopolista PeruRail dyktuje chore ceny. Cena biletu powrotnego zaczyna się od 100 $ do 1000 $, a nawet więcej za trzy godziny jazdy.
Pociągi to przerost formy nad treścią, oszklone, z posiłkami (byle jakimi), dziesiątkami ludzi obsługi. Żeby było drożej – wybudowali wypasioną stację poza Cuzco – do której trzeba dojechać taksówką.
Wstęp na Machu jest też b. słony – 50 $. Dojazd autobusem z Aguas na górę – 9$. Można iść pieszo, ale jest to min. 1,5 godz naprawdę stromego podejścia.
Wszystko to obarczone jest ryzykiem, że na górze będzie zła pogoda, a wtedy z widoków nici.
My wyjechaliśmy z Cuzco o godz. 6. 00. Lało jak z cebra. Na szczęście pogoda się poprawiła, i jak wjechaliśmy na górę ok. 11 było piękne słońce. Spędziliśmy tam w sumie 4,5 godziny chodząc pomiędzy budowlami, tarasami i punktami widokowymi i w końcu poleżeliśmy sobie ok. 1 godz kontemplując widoki. Poszliśmy także jedną z dawnych dróg Inków do tzw. Inka Bridge - drewnianego mostku zawieszonego nad przepaścią.
Zeszliśmy z góry pieszo po niekończących się schodach innej, dawnej trasy Inków.
Na dole byliśmy mokrzy z wysiłku i butelkę (1,1l) piwa wypiliśmy prawie duszkiem :))).
Wracaliśmy pociągiem do Olantaytambo (bo nie było już biletów do Cuzco), a stamtąd busem do Cuzco. W hostelu byliśmy ok 10 wieczorem, dosyć padnięci.