Transfer promem z Praslin na La Digue jest krótki (ok. 15 min).
La Digue jest małą wyspą i z promu poszliśmy do naszego pensjonatu pieszo.
Od razu widać inny charakter wyspy. Bardziej sielsko.
Nie jest tak, że jest tu mało samochodów. Jest ich, jak na rozmiar wyspy, sporo, ale głównym środkiem transportu są rowery.
Układ dróg nie jest skomplikowany. Jedna droga z okołoportowego miasteczka prowadzi na północ, a druga na południe. Dłuższą jest ta pierwsza - ok. 5km.
Pierwszego dnia po przyjeździe pospacerowaliśmy po miasteczku. Typowy turystyczny misz-masz.
Drugiego dnia wypożyczyliśmy rowery na dwa dni i pojechaliśmy na północ. Zwiedziliśmy trzy ładne plaże - Anse Banane, Anse Patates i Anse Severe.
Najbardziej podobała nam się ta ostatnia. Jest tam niezła rafa i można pooglądać trochę rybek podczas snurkowania. Nie jest to Egipt, ale zawsze coś :).
Na wszystkich plażach jest sporo zacienionych miejsc do leżenia.
Drugiego dnia pojechaliśmy na południe.
Tam są plaże - Grand Anse, Petit Anse i Anse Cocos.
Jest to trudniejsza wyprawa ponieważ rowery zostawia się przy pierwszej plaży, a na drugą i trzecią idzie się ścieżką przez zalesione górki, ok 1,5 km.
Podczas przejścia nie wykazaliśmy się nadmiarem inteligencji, przegapiliśmy strzałkę wskazującą kierunek i poszliśmy inną ścieżką. Błąkaliśmy się po lesie, brnęliśmy przez wysokie trawy przez ok. 30 minut :).
Co ciekawe - powrót był również z przygodami.
Te plaże też oczywiście są ładne (tutaj nie ma brzydkich), długie, piaszczyste.
Ale nie bardzo nadają się do pływania z powodu dużych fal i silnych prądów. Są tablice ostrzegawcze.
Duże fale dają jednak możliwość fajnej zabawy :).
Niestety jest tu mało zcienionych miejsc.
Na ostatni dzień pobytu na La Digue zostawiliśmy sobie "rodzynek", podobno najbardziej obfotografowną plażę na Seszelach, Anse Source d'Argent.
Jest ona tak sławna, że żeby na nią dojść trzeba zapłacić.
Wszystkie plaże na Seszelach są darmowe. Więc sprytni seszelczycy zakładają park na dojściu do plaży, który niby trzeba zwiedzić dochodząc do plaży.
Korzystając z "patentu" opisanego na f4f zeszliśmy do wody przy lądowisku helikopterów i przechodząc ok 20m wodą po kolana doszliśmy do plaży, która łączyła się z tą słynną - Source d'Argent.
Przy powrocie sprawdziliśmy, że można przejść przez lądowisko i sucha nogą wejść na plażę.
Pierwsze wrażenia z "rodzynka"? Ma swój urok. Sporo malowniczych zatoczek. Ładna rafa z rybkami. Na płyciznach blisko podpływają małe rekinki.
Ale!!! Dużo ludzi. Małe plaże. Kamulce oczywiscie malownicze, ale tych jest przecież mnóstwo na innych plażach.
Niczym się ona nie wyróżnia aż tak bardzo spośród innych seszeskich plaż , żeby było trzeba płacić za wstęp.