No i przyszedł czas na największą, podobno, atrakcję Parku Narodowego de Este i Południowej Dominikany - Wyspę Saona.
Codziennie mogliśmy obserwować dziesiątki autokarów zwożących "hotelowych" wczasowiczów z okolicy, a przede wszystkim z Punta Cany.
Wykupiliśmy wycieczkę, wydawało się nam u miejscowego, ale okazała się to duża firma z wieloma szybkimi łodziami i katamaranami.
Dołączono nas do grupy Czechów, oczywiscie z Punta Cany.
Program jest standardowy. Najpierw szybką łodzią płynęliśmy ok. 40 min. na plażę. Tam mieliśmy 1,5 godz na plażowanie, kąpanie, snurkowanie i, dla chętnych, picie rumu z kolą.
Plaża dosyć ładna, z wieloma palmami dającymi cień. Woda standard - czysta i ciepła. Natomiast widoki pod wodą kiepskie. Rafy niewiele i rybek jak na lekarstwo.
Następnie przetransportowano nas do jedynej wioski na wyspie - Mano Juan.
Tam po obiedzie był czas wolny. Kąpanie, opalanie, snurkowanie (również takie sobie). Można było przejść się po wiosce. Jest tam trochę sklepów z pamiątkami, restauracyjek i domków lokalesów.
Po ok. 2 godzinach ruszyliśmy w drogę powrotną. Zatrzymaliśmy się na płyciźnie gdzie mogliśmy posnurkować i oglądać rozgwiazdy. Było ich sporo. Dodatkowo widzieliśmy sporą Raje.
Tam też przesiedliśmy się na duży katamaran i zaczęła się zabawa z tańcami i oczywiście "spożywaniem" :).
W hotelu byliśmy ok. 18.00.
Czy Saona jest aż tak wielką atrakcją do której ciągną tlumy?
Chyba nie, ale jest to "must see" Dominikany i trzeba zobaczyć :).