Ostatni nocleg na Santiago mieliśmy w Assomadzie.
Miasteczko takie sobie, bez jakichkolwiek atrakcji.
Rano dojechaliśmy do wypożyczalni i zdaliśmy samochód. Facet był bardzo miły i odwiózł nas na lotnisko:).
Polecamy wypożyczalnie Rencar (!) , bo ceny ma też konkurencyjne.
Na Sao Nicolau lecieliśmy lokalnymi liniami Bintair. Lot krótki - ok. 40 minut, ale procedury bezpieczeństwa jak dla lotu międzykontynentalnego.
Z lotniska do Ribeira Brava dojechaliśmy busem za 500CEV.
Nocleg mieliśmy w Pensao Santo Antonio. Warunki tylko znośne, ale za to śniadanie bardzo dobre i urozmaicone.
Miasteczko jest małe, ale bardzo porządne i czyste.
Na drugi dzień po śniadaniu poszliśmy na obowiązkowy treking na tej wyspie - na najwyższy szczyt wyspy - Monte Gordo (1312m npm).
Nie zdecydowaliśmy się iść z naszego miasteczka, chociaż jest to możliwe. Jest to teoretycznie 4 godz. w jedną stronę i przewyższenie ponad 1000m.
Pogoda także nie sprzyja długim wędrówkom, jest dosyć ciepło i pełne słońce.
O mocy tutejszego słońca niech świadczy fakt, że nie ma tu kremów ochronnych o filtrze poniżej 50. Obok stoją kremy o filtrze 90 :).
Pojechaliśmy busem do miejscowości Cachaco, gdzie jest wejście do Parku i oczywiście biuro z biletami.
W ten sposób zaoszczędziliśmy sobie połowy podejścia. Droga na szczyt była dosyć stroma i wyczerpujaca, ale widoki oczywiście piękne.
Ze szczytu widać dobrze całą zachodnią część wyspy.
Po drodze na szczyt mija się drugą atrakcje wyspy, "smocze drzewa", które występują tutaj w dużej ilości, a są podobno na wyginięciu.
Niestety mgła nie pozwoliła zobaczyć sąsiednich Wysp - Fogo i Sao Vincente (na którą jutro będziemy płynąć promem).