Trzy dni spędziliśmy w Boquete.
Jest to miasto (takie sobie) i region słynny z dwóch rzeczy.
Uprawiają i produkują tutaj podobno najlepszą, najdroższą (i jeszcze kilka naj :)) kawę na świecie.
Drugi powód to łagodny klimat (wieczna wiosna) z powodu położenia na wysokości ok. 1200 m npm. Spowodowało to wielki napływ emerytów z USA, którzy mieszkają w zamkniętych osiedlach.
Oczywiście zrobiliśmy coffee tour z przewodnikiem, które organizują wytwórnie kawy.
Trwało to 3 godziny i w tym czasie przewodnik oprowadził nas po plantacji kawy i trochę po pomieszczeniach produkcyjnych, a na zakończenie była oczywiście degustacja różnych rodzajów kawy.
Plantacja wyglądała dziwnie, zupełnie nie tak jak się spodziewaliśmy.
Krzewy kawy rosną, nieuporzadkowane pod większymi drzewami, które je częściowo zacieniają.
Ziarna kawy zbiera się przez sześć miesięcy, w miarę jak dojrzewają.
Przewodnik opowiadał o różnych procesach produkcji, ale podobno najdroższe są kawy produkowane i suszone naturalnie.
Wielokrotnie przestrzegał przed kupowaniem i piciem kawy mielonej.
Jest ona robiona z odpadów produkcji kawy ziarnistej.
W mieście jest sporo miejsc gdzie można się napić kawy. My odwiedziliśmy The Perfect Pair.
Lokal bardzo ładny i klimatyczny. Z balkonu, podczas picia kawy można było obserwować cały rytuał parzenia kawy.
Na koniec spotkała nas miła niespodzianka. Dano nam do degustacji trzy najdroższe kawy ( w tym słynną kawę Geisha), które były przygotowywane.
W okolicy jest wiele tras trekingowych po okolicznych górach.
Dla najambitniejszych jest wspinaczka na szczyt wulkanu Baru, skąd, przy dobrej pogodzie, widać Pacyfik i Atlantyk.
Jako, że nie jesteśmy tak ambitni to poszliśmy na treking The Lost Waterfalls.
Jest to 3 godzinna wędrówka przez las deszczowy do trzech różnych wodospadów.
Roślinność była bardzo obfita, ale ptaków i innych zwierzaków jak na lekarstwo.
Wodospady były ciekawe, ale nie zdecydowaliśmy się na kąpiel pod wodospadami.
Woda była jak to w strumieniach górskich bardzo zimna.