Dwa ostatnie dni zajął nam dojazd do Johannesburga, zdanie samochodu i przejazd na lotnisko.
Jazda była długa, ale dosyć ciekawa.
Krajobrazy zmieniały się od pustynnych z wielkimi polami winorośli, przez pastwiska, obszary kopalni rud żelaza do równych jak stół, olbrzymich pól uprawnych.
Atrakcją była wizyta na myjni samochodowej. Samochód myło i sprzątało 6 murzynów.
Tak się przykładali do pracy, że po godzinie musieliśmy im przerwać, bo nie wiem jak długo by to trwało.
Było mycie z zewnątrz, sprzątanie wewnątrz, czernienie opon i nabłyszczanie plastikowych elementów. Wszystko za 25 złotych :).
Po drodze zanocowaliśmy na kempingu nad dużym jeziorem w okolicy Barbespan.
Nawigacja nie miała litości dla nas i poprowadziła nas przez ścisłe centrum Johannesburga.
Może i dobrze bo zawsze jakoś omijaliśmy to miasto, a tak zobaczyliśmy je, chociaż z okien samochodu.
W połączeniu z miastami satelickimi jest to olbrzymia metropolia.
Zdanie samochodu odbyło się bez kłopotów.
Następnie jazda taksówką na lotnisko i wylot do kraju, przez Madryt.
Koniec, i tyle....