Dzisiaj pojechaliśmy na samą północ Izraela, na sporne tereny Wzgórz Golan, tuż przy granicy syryjskiej.
Najpierw jednak był mały akcent z historii chrześcijaństwa, przejeżdżając przez Kanę Galilejską wstąpiliśmy do kościoła poświęconego cudowi jaki Jezus w tym miejscu dokonał – przemienił na weselu wodę w wino. Przyjemny kościół z podziemiami, a w kościele i w pobliżu, oczywiście, kilka pielgrzymek hinduskich :).
W sklepach w pobliżu kościoła można było zdegustować i oczywiście kupić wino weselne. Takie sobie, trochę za słodkie.
Następnie pojechaliśmy daleko na północ i odwiedziliśmy ruiny wielkiej fortecy arabskiej, zamku Nimroda, która miała bronić Krzyżowcom dostępu do Damaszku.
Pięknie był położony - na szczycie góry. Niewiele z niego zostało, ale nawet to co jest daje wyobrażenie o jego wielkości.
Atmosferę terenów spornych podgrzewały nisko przelatujące wojskowe helikoptery i znaki ostrzegające przed minami ;).
Kolejny przystanek to Góra Hermon - najwyższa góra w Izraelu.
Podjechaliśmy pod wyciąg krzesełkowy, którym wyjechaliśmy na szczyt. Był to jeden ze szczytów góry - izraelski (2224 m npm) , bo sąsiedni, trochę wyższy, należy do Syrii i widać na nim umocnienia wojskowe.
Po izraelskiej stronie jest to jedyny na Bliskim Wschodzie ośrodek narciarski, gdyż w zimie leży tu sporo śniegu.
Jest tu kilka wyciągów krzesełkowych, a zjazdy są bardzo strome.
Na szczycie nic nie ma oprócz paru zamkniętych budek, ładnych widoków, porwistego wiatru i pomnika upamiętniającego izraelskich żołnierzy poległych w walce o te górę w wojnie w 1973 roku.
Dzień zakończyliśmy w Parku Narodowym Hermon-Banias – czyli basenów zrobionych w starożytności na strumieniu Hermon. Niestety wszystko mało ciekawe :(.
Jedynie co można zaznaczyć, że jest to jeden z dwóch (drugi to pobliski strumień Dan) strumieni, które za parę kilometrów dają początek rzece Jordan.
Nocleg kolejny raz w Nazarecie.