Dzień zaczęliśmy „jak zwykle” od wschodu słońca :).
Nie wiele musieliśmy robić, gdyż nasz domek był niedaleko krawędzi krateru i po wyjściu przed niego mieliśmy piękny widok. Tym razem słońce zaprezentowało się beż żadnej chmurki.
Po krótkim „dospaniu” i oryginalnym, tutejszym śniadaniu, składającym się z trzech rodzajów jogurtów z przyprawami, daktyli, chleba i dżemu ruszyliśmy na północ.
Pierwszym przystankiem był dom Ben Guriona w odwiedzonym wczoraj kibucu Sde Boker. Wczoraj, jak jechaliśmy, był już zamknięty ze względu na szabat.
Prosty domek,ale ze wszystkimi wygodami. W środku wszystko tak jak było w dniu jego śmierci w 1973 roku. W sąsiednim domku była wystawa poświęcona jemu i największej jego idei - ujarzmieniu Pustyni Negev i zrobieniu z niej, wbrew naturze, krainy rolniczej.
Następnie, po długiej jak na Izrael jeździe (ok. 150 km) zwiedziliśmy Jaskinię Stalaktytową.
Nazwa mówi co jest jej największą atrakcją. Faktycznie wielka komora jaskini z fantastycznymi stalaktytami i stalagmitami w przeróżnych formach. Warta zobaczenia, chociaż dojazd nie jest łatwy.
Dzień zakończyliśmy w Tel Awiwie, gdzie mieliśmy zarezerwowany hotel.
Z hotelu mieliśmy blisko do największej atrakcji miasta – plaży i deptaku wzdłuż niej. Spacerując doczekaliśmy się zachodu słońca nad morzem.