Po długiej, 12 godzinnej, podróży dotarliśmy do Cemoro Lawang – wioski, na wysokości ponad 2000 m npm, leżącej najbliżej wulkanu Bromo.
Było już ciemno, zaczął padać deszcz i poszukiwanie hotelu było dosyć utrudnione. Normalne hotele miały ceny wyśrubowane, pomimo że świeciły pustkami, więc zanocowaliśmy w prostym „homestay-u”. Wioska i nasz „homestay” przypominały klimaty nepalskie.
Rano, nie ulegając, namowom żeby iść, o 4 godz, na wschód słońca poszliśmy na punkt widokowy o 6 godz. Dzięki temu byliśmy tam już sami. Piękny widok na trzy wulkany, kalderę i wioskę na krawędzi. Te wulkany to: najdalszy i najwyższy Smeru, najładniejszy, jak babka piaskowa Batok i Bromo, z otwartym kraterem i z obłoczkiem.
Po zejściu z punktu widokowego, zjedliśmy śniadanie i daliśmy się podwieźć motocyklami pod wulkan. Spore podejście, częściowo po schodach, i z krawędzi mogliśmy oglądać wnętrze wulkanu i wydobywające się opary. Spełniliśmy wymaganą ofiarę, wrzucając do wnętrza wulkanu, bukiet kwiatów.
Po powrocie złapaliśmy „bemo” (widać go na zdjęciu) do Probolinggo, a tam autobus do Banyuwangi.
Znowu, w sumie, 7 godz jazda :(.