Z lotniska pojechaliśmy (60 km) do miasteczka Taroudant. Spore trudności mieliśmy żeby znaleźć wcześniej zarezerwowany hotel. Dla nawigacji była to biała plama. Po półgodzinnym błądzeniu zlitował się nad nami lokales i jadąc swoim skuterkiem przed nami doprowadził nas na miejsce. Hotel był tak usytuowany i oznaczony, że nie wiem kto go znajduje.
Po odświeżeniu poszliśmy podziwiać mury obronne ( z których to miasto słynie), fontannę i oczywiście medynę.
Jak na pierwsze zetknięcie z Marokiem – wystarczy.