Do Metupalayiam dojechaliśmy nawet 15 min przed czasem, o 6.00. Niestety sprawdzając status naszych biletów na Toy Train do Ooty dowiedzieliśmy się, że cały czas jesteśmy na "waiting list" - co w praktyce, na godz. przed odjazdem pociągu, oznacza że nie mamy biletów. Trochę nas to wkurzyło - jest to jedna z większych atrakcji i po to tutaj jechaliśmy. Zaczęliśmy działania zmiękczające urzędników. Niestety byli nieugięci. Dopiero na 5 min przed odjazdem konduktor zlitował się i dał nam bilety do stacji w połowie drogi. Ważne że wsiedliśmy!! Jazda jest wielką atrakcją. Taka trochę nasza wąskotorówka, ale stromo pod górę. Mała lokomotywa pcha tylko trzy wagony (więcej nie dała by radę). Czasami pod stromym podjazdem koła lokomotywy boksowały. Jechaliśmy 4 godz. i pokonaliśmy przewyższenie ok. 1500 m. Po drodze fajne widoki - wodospady, strumienie, stromizny, plantacje herbaty itp. W połowie drogi znalazły się miejsca dla nas do Ooty i było już ok. Dojechaliśmy o 12.00. Znaleźliśmy hotel, zjedliśmy coś i poszliśmy na zwiedzanie miasta. Ładnie położone na wzgórzach, ale samo miasto nic ciekawego. Znaleźliśmy sklep monopolowy i kupiliśmy ichniejszą whiski. W końcu będzie można coś wypić "dla zdrowotności" bo paskudne jedzenie w Rameswaram trochę nam zaszkodziło. Postanowiliśmy jutro jechać autobusem do Mysore. Wczesne spanko, bo byliśmy zmęczeni podróżą. W nocy zimno - w końcu to wysokość ok. 2500 m npm.